expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 1 września 2013

Bałkany szlakiem Draculi :)



Kraj, w którym nie istnieje instytucja taka jak Sanepid. Nie istnieje funkcja Konserwatora Zabytków. Bezrobocie jest najprawdopodobniej najniższe w UE (w Bukareszcie na poziomie 0,5%), dzięki temu istnieje zawód taki jak „pilnowacz pomników”, który całe 24h/dobę siedzi na ławce, na skwerku i pilnuje pomnika, zarabiając przy tym ok. 3 tys. zł; istnieje również funkcja pani, która zajmuje się w restauracjach podprowadzaniem gości do odpowiednio dobranego stolika, nie przyjmuje zamówienia, nie jest barmanką, kelnerką, musi tylko kręcić pewną częścią ciała. Zawód ten zwykle wykonują dorabiające sobie studentki, inkasując 2,5 tys. zł miesięcznie.


Z czym Polakom kojarzy się Rumunia?
Z Cyganami, biedą, Transylwanią, Drakulą? Krajem, który całkiem niedawno dołączył do grona krajów UE ? Nie wiem…
Ale wiem, że Romania jest krajem pełnym zieleni, spokoju, niespieszących się, leniwych, ale zdrowych ludzi, którzy myślą: „jakoś to będzie, świat się nie zawali”.
Dzięki temu wystarczyło, że Rumunia ma złoża ropy – nie musiała spełniać żadnych dodatkowych kryteriów w staraniach o wejście do Unii. Nawet gdyby Bruksela wystosowała takowe, Rumuni prawdopodobnie mieliby je gdzieś :)


Pomyśl ! Wstajesz o 11, cały dzień spędzasz w kawiarniach, restauracjach, rozprawiając o jedzeniu, kosztując nowych smaków etc. Idziesz do filharmonii za 15-16zł (kultura wysoka w Rumunii jest bardzo mocno dofinansowana). Każde, nawet najmniejsze miasteczko, żyje do późnych godzin nocnych, a nawet do rana. Celebrowanie posiłków to tradycja i nic nie liczy się bardziej niż wspólna szama w gronie znajomych. 30% społeczeństwa to ludzie bogaci wydający na jednorazowy obiad np. 800 zł. Z drugiej strony 70% pieniędzy w obrocie pochodzi z szarej strefy, a więc spora grupa ludzi może pozwolić sobie na taki szykowny obiadek. Bogacili się na tym co zostało po Ceausescu, dorabiając się po ’89 roku wielkich fortun. 


Rumuni nie są społeczeństwem obywatelskim, nie interesują się kulturą, sztuką. Wiele stacji radiowych i gazet upadło w latach ’90 bezpowrotnie. Rumun nawet po wyjściu z filharmonii zastanawia się co i gdzie zjeść :), nie rozmawia o  obejrzanej sztuce, seansie, spektaklu.



Rumunia to mekka dla Izraela, który na każdym winklu otwiera Casino. Brak konserwatorów zabytków ma tu swoje wytłumaczenie. Budynki powstają jak grzyby po deszczu i równie szybko mogą zostać „zniszczone” i zburzone, nawet w zabytkowych częściach miasta. Jeśli zapuszczony z premedytacją budynek, zostanie uznany przez miasto za grożący zawaleniem, umieszcza się na nim wielką, czerwoną kropę z napisem, iż nie nadaje się już do użytku. Odpowiednia osoba odkupuje teren, bez lub wraz z budynkiem, zwykle za bezcen i robi z nim co chce. Poniżej przykład pięknego połączenia stylów oraz mieszkania komunalne w Bukareszcie :)


Rumunia to kraj ludzi miłych, nieagresywnych, niezestresowanych, oaza spokoju w cudownym klimacie. Jednocześnie to kraj absurdu, groteski - gdzie megaloman Ceausescu kazał przesuwać całe budynki żeby przebudować miasto. Kiedy wraz z żoną odwiedzili Paryż, a jego lubej spodobała się francuska stolica, Bukareszt został przebudowany na Paryż. Przesunięto koryto rzeki (!) płynącej za miastem, aby mieć „własną Sekwanę”. Ludzie przymusowo pracowali 24 godz./dobę podczas gdy inicjatorka zmian – Elena – małżonka Ceausescu nawet nie potrafiła wymówić poprawnie nazwy najsłynniejszej alei miasta mody i sztuki, nazywając ją – Szampa Liza [fonet.].
 


Tu nie można nie wspomnieć o drugim co do wielkości (zaraz po Pentagonie) budynku na świecie – Pałacu Parlamentu. Kadr aparatu nie obejmuje tego budynku… wnętrza natomiast trzeba po prostu zobaczyć na własne oczy!
Po wizycie w Korei stolica również otrzymała koreańskie „akcenty”. Z XIX-wiecznej zabudowy miasta zostało niewiele.


„Gdańsk po mojemu” w łączącym wiele stylów Bukareszcie :)

Problemem prawdopodobnie całej Rumunii są bezpańskie psy, które spotkać można wszędzie. Często całe ich hordy stacjonują w parkach miast, które z tego powodu stają się niebezpieczne nocą. Jedynymi zainteresowanymi problemem są zagraniczne organizacje, niestety z marnym skutkiem udaje im się walczyć z tą plagą.
Pozostają jeszcze… Cyganie. Temat dobrze nam znany. To co w Polsce nazywamy żebraniem dla Cyganów rumuńskich jest pracą. Niezrozumiałą dla nich rzeczą są teksty typu: ”weź się do roboty”! „Przecież wstaje z łóżka i idę zarabiać” (lub zarabiają moje dzieci, od których zabieram pieniądze, a jeśli dostaną jedzenie i je zjedzą – bije je). Rumuni nie identyfikują się z nimi, Cyganie są im obojętni, nie uważają ich za problem, ale też nie są oni powodem do dumy. Sprzedający jeżyny czy maliny Cygan po prostu wykonuje swoją „ciężką pracę”.


W 1918 roku do Rumunii dołączona została Transylwania, czyli Siedmiogród. Saski teren, górzysty, czysty, piękny, nieodkryty. To tam wg legendy stacjonował Wlad Palownik, czyli Hrabia Drakula, który ku przestrodze, kazał swoich wrogów (i niewinnych też) nabijać żywcem na drewniane pale. Polecam miłośnikom pieszych, górskich wycieczek i pięknych widoków.


Na zdjęciach poniżej zamek Włada Palownika czyli Hrabiego Draculi.

Dla bardziej leniwych i wygodnych odpoczynek nad Morzem Czarnym. Jako, że Rumunia jest bogatsza od Bułgarii nie ma się czego powstydzić jeśli chodzi o zaplecze hotelowe i atrakcje dla turystów.



A na koniec rumuński garbus z Sigishoary – miasta narodzin Draculi.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz