W sobotę rano
wybrałam się do najbliższego sklepu po mleko do kawy. Ciężkie jest życie
mieszkańca Siedlec, trzeba zejść ze stromej górki tylko po to żeby zaraz wspiąć
się po 116 schodach. Na wyprawę po kefir na kaca bym się nie pokusiła. Zdyszana
dotarłam do celu - prostokątnego klocka
rodem z PRL z kratami dookoła, nad wejściem brakuje tylko napisu Społem.
Za to jakie otoczenie – sklep dumnie stoi na końcu brukowanej ulicy
Ojcowskiej i dwóch falowców. Falowce to nie na Przymorzu? No właśnie nie tylko, wygląda na to, że
gdańskie falowce powstawały na długo
przed okresem PRL-u.
|
Zostały wybudowane w 1930 roku przy ulicy zwanej wtedy Damaschkeweg.To 110
mikroskopijnych domków układających się w dwa niekończące się szeregowce. Gdy
idę wzdłuż tej ulicy w połowie mam poczucie klaustrofobii, naprawdę domy ciągną
się i ciągną.
Nad drzwiami niektórych z nich zostały jeszcze herby -
kaczki, wiewiórki i sowy. Mieszkańcy domu "Pod sową", w ostatnim
sezonie mogli się pochwalić modnym dodatkiem - trzeba przyznać , że architekt
Franz Tominski wykazał się wyczuciem trendów ze sporym wyprzedzeniem.
Na początku domy były identyczne do tego stopnia, że herby
były konieczne by mieszkańcy mogli odróżnić jeden dom od drugiego. No ale
wiadomo, samowola budowlana Polaków zrobiła swoje i kłopotów z rozróżnianiem
już dawno nie ma. Falowce bez szwanku przetrwały bombardowania na początku
drugiej wojny światowej, mówią że to dla tego że z lotu ptaka mają zgrabny
kształt SS.
Spójrzcie raz jeszcze.
Zdjęcie z budowy domów w Danziger Hauskalender
Źródło zdjęcia: http://wolneforumgdansk.pl/viewtopic.php?t=320
|
Zakończenie opowieści w tym momencie brzmiałoby lepiej, ale
byłoby nie fair, bo zamieszkiwanie domków przez SS-manów to
najprawdopodobniej plotki. Mini domki przy Damaschkeweg zamieszkiwali robotnicy i rzemieślnicy niemieckiego i
polskiego pochodzenia, nic nie wiadomo by rezydowali tam SS-mani. Za to wiadomo, że mieszkańcy
ulicy są niespotykanie zintegrowani -Ojcowska ma swój profil na Facebooku. Jak
mówi Pani ze sklepu "na naszej wiosce " odbywają się ogniska trwające
do późnej nocy, dni sąsiadów i za każdym razem jest tłum ludzi. Atmosferę wioski potwierdza dochodzący do sklepu donośny krzyk pana z żółtego transportera "Kaaartofle". W czasie Euro 2012
mieszkańcy urządzili sobie własną niekomercyjną strefę kibica, może bez
telebimu i dystrybutorów z rozcieńczonym piwem ale za to z jaką atmosferą-
atmosferę to było słychać aż u mnie na podwórku.
...następnym razem - zapraszamy na "ojcowskie" ognisko! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy !
Mieszkańcy najfajnieszej miejskiej wioski :)
O dzięęęki. Miejska wioska to dobre określenie, do mojej ul. Zakosy też w miarę pasuje. A na Koloni Wyżyny jakieś kury przede mną uciekały.
OdpowiedzUsuń